Pokazy lotnicze w Radomiu.To zaledwie 12 km od mojego domu...Byłam tam dziś ,na lotnisku i jeszcze nie mogę uwierzyć w to co się stało.Gdy zobaczyliśmy czarną chmurę dymu,uznaliśmy to za element pokazu i czekaliśmy na su-27...Ale niestety,zaległa cisza,szok!
Nie podawali informacji o pilotach,dowiedziałam się z radia...Liczyliśmy wszyscy że się katapultowali i wszystko będzie dobrze,niestety dwóch fantastycznych pilotów zginęło..
To bardzo smutne,tym bardziej ,że 2 lata temu też zginęli piloci na Air Show.
A miało być tak pięknie...zobaczcie sami
7 komentarzy:
To straszne!!!!! Nie rozumiem, po co robi się takie pokazy...
no wlasnie moze warto byloby sie zastanowic nad zakazem takich pokazow
Alizee,nie zrozumie nikt kto nie uczestniczył w pokazach i nie zasiadł za sterami samolotu.
To jest rodzaj ekstremalnego sportu,gdzie zawsze isnieje ryzyko.Nie mówiąc o miłości i pasji do latania takiego pilota.On sam pewnie chce być najlepszy i pokazać wszystkim co potrafi i dąży do jeszcze lepszych wyników.Tak jak akrobata w cyrku,rajdowiec,czy alpinista...Może nie najlepsze porównanie,ale tak to widzę.4 dni przed pokazem byłam na lotnisku i rozmawiałam z jednym z pilotów,który uczył się latać.Jedna pani zapytała go ,czemu wybrał latanie? On zapytał:A latała pani kiedyś? To jest naprawdę niesamowite uczucie.A każdy swoją pasją chciałby się dzielić z innymi.Tak to widzę i rozumiem takie pokazy.
A dla pasjonatów lotnictwa,jest to czasem jedyna okazja,żeby zobaczyć tyle samolotów i porównać ich konstrukcję ,budowę i co tam jeszcze.Właściwie bardziej chyba chodzi o pokazanie samolotu-maszyny.Zakazanie pokazów nic nie zmieni,bo piloci i tak będą latać.Tylko najważniejsze przy tym jest zabezbieczenie obszaru i zapewnienie bezpieczeństwa oglądającym.
I jeszcze parę przemyśleń.przepraszam ale staram się zrozumieć całą tą sytuację.Takie akrobacje są chyba wpisane w zawód pilota,który w razie wojny ,powinien znać swoją maszynę i wszystkie jej możliwości.
Przykre...
Tak to przykre bo giną pasjonaci. Tak samo jak w górach czy na morzu. Pamietam wypadek grupy Żelaznego, teraz ten. I mysle tak samo jak Gosia. Bardzo mocno uświadomiłam to sobie po moich wczorajszych zmaganiach w Tatrach. Dwanaście godzin na szlaku z czego 11 ciężkiego pokonywania trasy i siebie. Przejscie z Zachodnich ana Wysokie, zaliczenie Świnicy i zejscie z Przełeczy Swinickiej czarnym szlakiem do Gąsienicowej do Kuźnic. Dlaczego pokonywałam wąskie przejścia, stałam niemal nad przepaścią i ta wysokość Świnicy, bo to kocham i ryzyko też mam w tę miją miłość wpisaną.
Prześlij komentarz